Krytyk, teoretyk literatury, pisarz, tłumacz, profesor Uniwersytetu Warszawskiego
Wspomnienia te są, znacznie pełniejszą wersją tego co powiedziałem w wywiadzie, który bez publikacji, długo leżał w redakcji. Obecnie został on także opublikowany i jest tu dostępny
_____________________
Przestrzegano mnie przed pisaniem o Brystygierowej inaczej, niż jednoznacznie że jest ona symbolem okrucieństw stalinizmu. Jej wizerunku nie zmienisz, - słyszałem, a sobie narobisz kłopotów... Z symbolem zła nie wygrasz. Zamiast wspomnień, lepiej napisz powieść o fikcyjnej postaci. O kimś kto będąc fanatykiem, uczestniczył w aparacie terroru, by realizować utopijne, wierząc że to szczytne cele, a na starość zdaje sobie sprawę że stał się wizerunkiem zła, ze zostało mu przypisane wszystko co najgorsze... Ponieważ Brystygierowa pod koniec lat 60 tych dawała pieniądze na pomoc dla aresztowanych opozycjonistów, a ja zbierałem, powinienem uczciwie zrelacjonować co wiem, co od niej słyszałem i co myślę.... Jej wizerunku zresztą zmieniać nie zamierzam, sądzę jednak ze jest on znacznie bardziej skomplikowany, niż to, czego stała się symbolem....
Mąż Luny, Natan ( Chaim ) Brystygier lewicowy syjonista, był spowinowacony z dziadkiem Abrahamem Sandauerem. Z tego związku urodził się ich syn Michał. Małżeństwo szybko się rozpadło. Przed wojną moja rodzina ich nie znała. Po wojnie, ciotka Irena Glanz ( z domu Sandauer ) wraz z mężem postanowili jechać do Izraela. Babka zamierzała do nich dołączyć. Odmówiono zgody na wyjazd, bo ciotka właśnie skończyła studia i powinna pracować tu w Polsce, jako lekarz.
Babka zaczęła zastanawiać się, kto mogłaby jakoś pomóc. Przypomniała sobie o Brystygierowej. Ta pewno choć zgodzi się ją przyjąć i wysłuchać.... Tak się stało, a załatwienie zgody na emigracje okazało się proste. Ciotka z mężem i babką wyjechali. Babka już nigdy nie przyjechała do Polski – wtedy to była podróż w jedną stronę, traktowana przez władze PRL-u, jako opowiedzenie się po stronie wroga komunizmu.
W okresie stalinowskim, nie godząc się na socrealizm ojciec stracił pracę redakcj i dorobił się zakazu publikacji. Próbował zarabiać tłumaczeniami. Matka, malarka, nie mogła wystawiać. Pomagała nam finansowo, rodzina z zagranicy. Trochę ta która wyemigrowała do Izraela, a trochę brat matki z USA. Nie przelewało się, ale za to w grudniu, raz do roku na moje i na ojca urodziny docierały z Izraela prezenty - paczki z pomarańczami i cytrynami....Taki rarytas w PRLu ....
Nawiązane przez babkę relacje z Brystygierową, zostały podtrzymane, tym bardziej ze i ona miała też ambicje literackie. Odwiedzała nas, co kilka miesięcy... Gdy przychodziła, próbowała przekonać ojca do zmiany postępowania. Nie jako reprezentant władzy, lecz jako dobra ciotka, chcąca pomóc. Nie wywierała presji, nie sugerowała żeby zabrał się za powieści socrealistyczne o kołchozach czy robotnikach, ale przynosiła jakieś dokumenty z nielegalnych przedwojennych zebrań KPP jakieś notatki. Wśród rozmów o bieżącej sytuacji namawiała, by zamiast krytykować politykę kulturalną socjalistycznego państwa, sam napisał powieść, choćby o przedwojennych komunistach. Oczywiście niczego takiego nie napisał i na namawianiach się to skończyło.....
Wiadomo, że po 56 roku, próbowała wstąpić do Związku Literatów Polskich. Prosiła ojca, żeby pomógł. Wydała kilka książek. Środowisko literatów nie przyjęło jej do ZLP, co ojciec miał im za złe. Przypominał, gdy Luna była u władzy, wielu do niej biegało o interwencje, że uratowała m.in. Pawła Jasiennicę czy Konwickiego, a jak straciła wpływy, to wszyscy chcieli o tym zapomnieć. No ale z drugiej strony to jednak właśnie ona, zajmowała się inwigilacją tego środowiska...
Nie pamiętam jej czasów , gdy była dygnitarzem. Miałem wtedy kilka lat. To co powyżej piszę, pochodzi z opowieści rodziców.. Moja pamięć sięga początku lat 60 tych, gdy już Brystygierowa u władzy nie była. Miałem wtedy już dziesięć czy może jedenaście lat. Dla mnie Luna była starszą panią, choć w rzeczywistości była w kwiecie wieku. Mówiono mi - to jakaś dalsza ciotka, jedna z tych pań, które nas odwiedzały. Brzydziło mnie całowanie na przywitanie z przyszywanymi krewnymi i rodzinne rozmowy. Wolałem iść na podwórko. Dzisiaj bym pewnie chętnie Brystygierowej posłuchał. Opowiadają że była atrakcyjną kobietą, ale nie dla dziesięcioletniego chłopca. Nie bardzo mi się podobała. Była otyła, miała nogi jak słoń, robiły wrażenie spuchniętych, podobnie twarz.
Rzeczywisty kontakt nawiązaliśmy w połowie lat sześćdziesiątych . Nie była to bliższą znajomość, ale rozmawiałem z nią kilka razy. Jeszcze wtedy nie miała opinii stalinowskiego kata z UB. Po marcu 68 r, zbierając środki dla aresztowanych opozycjonistów, nie zawahałem się i jej poprosić o pomoc. Z niedobitkami „komandosów" zbieraliśmy pieniądze na tzw. wypiski, na środki dla rodzin, na adwokatów. Zwracałem się wtedy do kogo się dało, do wielu znajomych osób.
Luna należała do tych komunistów, którzy byli nastawieni wrogo do działalności PZPR pod rządami Gomułki i Moczara.... Nie sądzę jednak by zmienił się jej stosunek do komunizmu jako takiego, czy do poprzedniego, stalinowskiego okresu PRL w Polsce...
Komuniści zazwyczaj już dobrze wiedzieli co działo się w okresie stalinowskim, choć chcieli nie dostrzegać własnej odpowiedzialności. Winnym zazwyczaj miał być ktoś inny. Przyznawali, że były wypaczenia i zbędne ofiary, ale każdy twierdził, że osobiście nie miał z tym nic wspólnego. Powtarzali, że rewolucja wymaga ofiar, że wobec wrogów trzeba być twardym itd.... Jak Lenin, który twierdził że rewolucja w białych rękawiczkach jest niemożliwa. Że szczytny cel może uświęcać środki....Prawdopodobnie tak też myślała, lub chciała myśleć Luna.
W latach 60 tych ona sama jak i znaczna część byłych stalinowców, była niechętna aktualnej władzy PZPR. Wrogość budził antysemityzm i faszyzacja życia publicznego. To nas łączyło....
Do tego ekipa Gomułki i Moczara to ci którzy ich władzy pozbawili...
W zbuntowanej młodzieży, w tych którzy siedzieli w więzieniach po Marcu'68, chcieli widzieć spadkobierców prawdziwej lewicy. Tym bardziej że było tam trochę dzieci towarzyszy z młodości.
Ci którzy siedzieli, oczywiście pojęcia nie mieli że także Brystygierowa składa się na pomoc dla nich.....
Od Luny brałem pieniądze kilka razy. Przekładając to na dzisiejsze realia to były niewielkie kwoty rzędu 50 - 300 zł. Ona mogła mieć wtedy emeryturę rzędu obecnych 3 tys. zł, a dawała 50, 100 czy 300 zł. Zbierałem pieniądze od wielu i przekazywałem je tym którzy mieli kontakt z rodzinami aresztowanych, by szły do potrzebujących. Żeby prosić o pomoc, musiałem mieć pewność że potencjalny ofiarodawca nie doniesie.... Matka była związana z lewicą, a byli tam oczywiście ludzie nienawidzący antysemityzmu czy szowinizmu, kontestujący to, co działo się w Polsce 68 roku. Były wśród nich i inne osoby z przedgomułkowskiej nomenklatury, potem często wykładowcy wyższych uczelni. Część z nich po 1968 roku wyemigrowała... . Brystygierową pamiętam, bo nie wyjechała i utrzymywaliśmy kontakt dużo dłużej...
Nie sprawiała wrażenia sadystki, jaką próbuje się z niej robić. W obliczu tego, co obecnie się opowiada, mam obowiązek ujawnić jej pomoc dla uwięzionych i że wspierała finansowo opozycję. Kiedyś zapytałem o plotki które już wtedy zaczynały się pojawiać, o jej udziale w przesłuchaniach i znęcaniu się nad więźniami. Zaprzeczyła, twierdząc, że miała za wysoką funkcję, by kogokolwiek przesłuchać. Została skierowywana przez partię do UB - mówiła- by patrzeć aparatowi na ręce, bo do milicji czy policji zawsze lgnie najgorszy, karierowiczowski czasem i przestępczy element.. A z drugiej strony w UB miała zajmować się problemami które stwarzał Kościół..
Nie była oficerem śledczym, a jednym z szefów resortu powołanym dla nadzorowania UB. W efekcie, jak twierdziła, znienawidziła ją i bała się jej znaczną częścią aparatu bezpieczeństwa. Miała władze, większą, niżby to wynikało z pełnionej funkcji. Sugerowała że plotki przypisujące jej katowanie przesłuchanych, propagowali po latach b. podwładni. Wcześniej się jej bali i nienawidzili. W ten sposób próbowali zdjąć z siebie część odpowiedzialności ( bo to szefostwo miało dawać taki przykład ) , a także odreagowywać nienawiść którą budziła. Jak była prawda - nie wiem. Natomiast historycy badający tamten okres potwierdzają, że nie trafili na żadną wiarygodną relację o tym, żeby Luna sama przesłuchiwała...
Gdy przychodziła do nas, a sporadycznie przychodziła do ostatnich swoich lat, czasem poprosiła, żebym gdzieś ją odwiózł samochodem ojca. Zazwyczaj do mieszkania przy ul Litewskiej. Ze dwa albo trzy razy odwoziłem ją do podwarszawskich Lasek. Te wyjazdy stały się źródłem opowieści, że się ochrzciła i została gorliwą katoliczką. Jednak z tego co mówiła, wynika bardziej prozaiczna motywacja. Stosunku do Kościoła nie zmieniła, ale ceniła i polubiła siostry zakonne z Lasek. W jej ocenie, jak komuniści tak i one, poświęcały swoje życie dla innych. Po latach rozpracowywania Kościoła, Luna nabrała sporo szacunku dla zgromadzeń zakonnych. Wiedziała że są to przyzwoici i uczciwi ludzie. Uważała, że nieszczęśliwie historia postawiła ich po przeciwnych stronach barykady, a jest między nimi wiele podobieństw.
Zapytałem kiedyś, przy okazji jazdy samochodem, o jej relacje z Prymasem Wyszyńskim, czy to prawda, że podjęła decyzje o jego internowaniu. Odpowiedziała że tą decyzje wydała w szczególnych okolicznościach. Z Moskwy nadchodziły ponaglenia i groźby ze jeśli w Polsce nie zajmą Prymasem to zrobią to służby radzieckie. Dawała do zrozumienia iż była to zapowiedź deportacji do ZSRR. Jej zdaniem internowanie Wyszyńskiego miało ocalić mu życie. W moim przekonaniu jednak, gdy podejmowała tę decyzję , pewno robiła to z powodu bieżących potrzeb, a dopiero po latach zdała sobie sprawę że mogło się to skończyć znacznie gorzej .... Może w połowie lat sześćdziesiątych tak chciała widzieć swoja rolę z przeszłości, a zresztą.... czy mogła mi wtedy coś innego powiedzieć ?
Jakby źle nie oceniać komunistów, to trzeba pamiętać że nie działali oni z niskich pobudek, lecz wierzyli ze terror i okrucieństwa usprawiedliwia cel jakim była budowa szczęśliwego i sprawiedliwego społeczeństwa.... Trochę to tak, jak inkwizytorzy paląc na stosie czarownice, uważali iż czynią dobro, ratując nieśmiertelne duszę przed piekłem...
Nie wierzę, a zresztą moje rozmowy nie wskazywały na to, by pod koniec życia Brystygierowa miała się nawrócić, czy błagać Prymasa o wybaczenie. Podobnie publikacja Agaty Stopyry oparta na analizie materiałów IPN z inwigilacji Brystygierowej, nie potwierdza tezy, o jej nawróceniu ( gdy sama przestała sprawować władzę, zaczęła być inwigilowaną ).
Za młodu była fanatykiem. Do końca, jakoś „na siłę" próbowała utrzymać wiarę w komunizm, przynajmniej że jako cel, był wart tego co robiła. Swoje przekonania zachowała i chciała żyć z nimi, mimo iż wiara w dobrodziejstwa komunizmu z roku na rok, okazywała się coraz bardziej utopijna.... No i pewno, jak wielu komunistów, miała świadomość współodpowiedzialności za zbrodnie, popełnione w walce o realizację doktryny, która okazała się utopią.
A terror i przyzwolenie na zbrodnie tamtego okresu , mimo iż wypierane ze świadomości, były całkiem realne.
Kryminalizowanie, oczernianie przeciwników politycznych jest dość powszechne i ma sporą tradycję. Poglądy, choćby utopijne, jako motywy są zamieniane na przestępczą, agenturalną działalność, powodowaną chęcią zysku, czy dewiacją seksualną...
Tak było i wcześniej: Tym którzy pamiętają okres PRL przypominam tworzony wizerunek obszarników zwalczających władzę ludową. Opowieści że chcąc odzyskać majątki, więc stali się agenturą sterowaną i finansowaną z Monachium, opowieści o Andersie pragnącym wojny z Rosją, by wjechać do Lwowa na białym koniu...
Komuniści przed II wojną byli płatnymi pachołkami Moskwy, choć nie dotyczyło to tych najwybitniejszych jak Picasso, Aragon, Sartre czy Hemingway....
Ostatnio zaś, znienawidzony Andrzej Lepper, finansowany przez Putina, za te jego pieniądze miał gwałcić Anetę K....
Tym bardziej są mało wiarygodne relacje z plotek osób trzecich, że Brystygierowa sama miała przesłuchiwać, czy ze torturowała więźniów miażdżąc im genitalia... Wedle wielu badaczy czy historyków np. M.Kurkiewicz ( IPN) pisze że, nie ma żadnych wiarygodnych dowodów świadczących o takich działaniach https://dzieje.pl/artykuly-historyczne/luna-nie-kat-i-nie-katoliczka . Podobnie twierdzi Patrycja Bukalska w książce Krwawa Luna....
Zresztą jako reprezentant władzy, delegowany do kontroli nad bezpieką, miała za dużą pozycję, by samodzielnie prowadzić śledztwa i przesłuchiwać. Śledczymi i policjantami zazwyczaj nie są politycy. Oczywiście niema dowodu, że tym razem tak nie było, ale byłby to ewenement...
Brystygierowa jednak, bez wątpienia jest współodpowiedzialną za terror stalinowski, bo swoją działalnością dawała przyzwolenie na niego.
Faktem jest natomiast, że miesiąc po premierze filmu Bugajskiego, przypisującego Brystygierowej zbrodnie, a potem nawrócenie na katolicyzm, umiera jej syn, znany muzykolog Michał Brystiger. Czy i jaki to miało związek z przypisywaniem zbrodni jego matce, nie wiem... Nie znałem go, ale wiem ze prof. M. Brystygier o matce nigdy nie chciał mówić, jakby pragnął zmniejszyć spadający na niego balast, jej życia.
Adam Sandauer
powrót